To, jakich słów używamy w swojej głowie, mówiąc o naszych życiowych wyborach, bardzo mocno wpływa na to, z jakim zapałem przystępujemy do działania. „Muszę” i „powinienem” nigdy nie będzie dla nas tak atrakcyjne jak „chcę”, „potrzebuję” czy „mam ochotę”.
Dlatego warto zastanawiać się nad naszymi codziennymi wyborami w tych kategoriach i kiedy wiemy, że „musimy”, warto zadawać sobie pytania: a czy to jest naprawdę coś, czego chcę, czy jestem do tego przekonany/przekonana, czy ten pomysł mi się podoba? Kim jest ten, kto mnie zmusza? Ludzie zazwyczaj nie lubią przymusu. Nawet od samych siebie.
Rodzimy się z ogromną potrzebą autonomii i decydowania o sobie, która nie znika aż do śmierci.
To powoduje, że gdy coś „musimy”, to uruchamiają się w nas różne mechanizmy obronne. Czasem nam się nie udaje, nie kończymy tego, co zaczynamy. A czasem robimy to, co musimy, ale pochłania to niezwykle dużo energii i czujemy się z tym głęboko nieszczęśliwi. A czasem oczekujemy wdzięczności i wzajemności od tych, dla których się tak poświęcamy.
Dlatego warto starać się robić to, co robimy, tylko wtedy, kiedy naprawdę tego chcemy i robimy to z radością i ochotą.
Naprawdę tak się da.
Chcę rano wstawać do pracy, choć to dla mnie trudne, bo bardzo ją lubię.
Chcę sprzątać (czasami) i wtedy się za to biorę.
Chcę gotować i lubię to robić zwłaszcza z moim synem. A jak nie chcę, to jemy coś, czego nie trzeba gotować.
Nie lubię prasować i nie kupuję ciuchów, które potrzebują prasowania.
Niektórzy zarzucają, że to egoistyczna filozofia.
Ludzie wcale tacy nie są. Sprawia im frajdę pomaganie innym i robienie rzeczy, które przyniosą innym pożytek. I robiąc je nie zawsze oczekują wdzięczności i nagrody.