Previous slide
Next slide

miłość i jak ją zmierzyć

Zdarza się, że pod artykułem na temat sposobów budowania więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi pojawia się komentarz: przecież ja kochałam moje dziecko od razu jak się urodziło.

W domyśle jak rozumiem: czy pisząc o wzmacnianiu więzi i budowaniu relacji chcesz mi zarzucić, że słabo kocham swoje dziecko?

Jestem mamą prawie, prawie już dziesięciolatka. Kocham mojego syna. Moja miłość do niego jest mocniejsza i dojrzalsza z każdym dniem. Coraz lepiej go rozumiem, coraz więcej o nim wiem, uczę się ufać mu i dawać mu wolność. Coraz więcej mamy wspólnych wspomnień, razem przeżywanych chwil: trudnych i przyjemnych, coraz więcej doświadczeń do których można się odwołać w razie trudności.

Jest dla mnie oczywiste, że moja miłość cały czas się rozwija i staje mocniejsza. Może mam poczucie, że kocham go bardzo, ale wiem, że jeszcze wiele przed nami. Wiem też, że kocham go dużo dojrzalej niż wtedy, kiedy się urodził.

Miłość, więź nie są zerojedynkowe. To nie tak, że miłość jest albo jej nie ma i tyle. Jest bardzo duża przestrzeń pomiędzy na to, żeby budować wspólnie na fundamencie tego, co było na początku.

Miłość rodzicielska, więź wydaje mi się też być czymś co wyrasta w kontakcie z realnym człowiekiem. Zanim urodził się mój syn czekałam na spotkanie z nim, czułam radość, że będzie ze mną. Ale uczucie, które mi towarzyszyło nie było więzią, ale raczej tęsknotą za jakimś wyobrażeniem. Za poczuciem dziecka złożonym z różnych moich wcześniejszych doświadczeń z dziećmi. Dopiero po narodzinach mogliśmy zacząć się poznawać, uczyć siebie nawzajem, przeżywać wspólnie ważne dla nas wydarzenia. Mogłam pokochać to rzeczywiste, konkretne dziecko. Takie jakie jest.

Miłość rodzica do dziecka nie różni się jakoś drastycznie od miłości między partnerami w związku. Czy kochasz swoją kobietę, swojego mężczyznę tak samo jak pierwszego dnia? Czy wasza miłość w ogóle się nie pogłębiła i nie rozwinęła? Czy to nie robi różnicy ile lat jesteście razem? Ile trudności udało wam się pokonać? Ile razy płakaliście jedno przy drugim czy przeżywaliście szczęście?

Czy wyobrażacie sobie sytuację, kiedy zakochany człowiek nie robi nic, żeby dbać o swoją miłość? Nie troszczy się o drugiego człowieka, nie stara się poznawać go, odkrywać, nie spędza z nim czasu? Czy ktoś jest w stanie uwierzyć, że taki związek ma szansę się rozwijać a może nawet przetrwać?

Tymczasem miłość rodzicielska jest nierzadko rozumiana jako nierozumny instynkt. Rodzi się dziecko, matka lub ojciec widzą je pierwszy raz i już cała możliwa miłość jest im dana gotowa i w ostatecznej postaci. I biada temu, kto ośmieli się powiedzieć, że to dopiero początek, że miłości trzeba się uczyć, że trzeba ją pielęgnować.

Przecież to zły rodzic jest, skoro jego miłość potrzebuje się jeszcze rozwijać. Jeśli uważa, że jego relacja z dzieckiem nie jest doskonała i można dalej starać się ją pogłębiać. Dobry rodzic kocha dziecko najmocniej jak się da. Bo tylko tak się da: albo idealnie, albo wcale.

To nieprawda. Każda miłość wymaga zadbania o nią. Każda wymaga tego, żeby ją pogłębiać i pielęgnować. W relacjach z ludźmi, a w bliskich relacjach z ludźmi nieustannie się ścieramy, zderzamy ze sobą, oddalamy od siebie i zbliżamy na nowo. Pielęgnujemy i naprawiamy relację nie dlatego, że jest zła tylko dlatego, że jest wrażliwa i pełna życia. Potrzebuje podlewania i troski jak każde inne życie.

Nie jest to więc żaden zarzut, kiedy mówię, że w trudnych chwilach z dzieckiem warto zadbać o mocną relację. Jak jest trudno to zawsze relacja jest zagrożona, chyba, że świadomie weźmiemy za nią odpowiedzialność.

I na koniec jest rozmaitość możliwości do wyboru. Nie każdy pomysł na budowanie relacji musi mi pasować. Nie każda informacja musi powodować, że zmieniam swój sposób wychowania. Ale jeśli szukam, próbuję, uczę się to każdy nowy sposób jaki poznam poszerza moją możliwość wyboru.

Announce

New
arrival

2019 collection

Let’s face it, no look is really complete without the right finishes. Not to the best of standards, anyway (just tellin’ it like it is, babe). Upgrading your shoe game. Platforms, stilettos, wedges, mules, boots—stretch those legs next time you head out, then rock sliders, sneakers, and flats when it’s time to chill.