Jakoś często ostatnio inspiracją do tego, co chcę napisać lub po prostu do różnych przemyśleń są różne filmy zamieszczane przez moich znajomych na facebooku.
Teraz też tak będzie. Dzisiejszy wpis sponsoruje film z grubym facetem, któremu się przypomina całe jego życie. Ale oczywiście, jak zwykle, nie będę się konceptem tego filmu zachwycać.
Nie będę, bo trochę nie ma czym. Warto mieć świadomość, że ta sama kultura, w której powstaje ogromna większość takich filmów, w której jest ogromne ciśnienie na szczupłą sylwetkę, w której zawstydzanie i wyszydzanie ludzi, którzy więcej ważą jest na porządku dziennym, może się „pochwalić” największym odsetkiem ludzi z naprawdę dużą otyłością (już nie nadwagą).
* jest nawet angielskie określenie na takie działania: fat shaming (czyli zawstydzanie z powodu tuszy)
Moim zdaniem to chyba pokazuje, że takie zawstydzanie kompletnie nie działa.
Tymczasem mam momentami poczucie, że przyjmujemy z zachwytem ten model „propagowania zdrowego stylu życia” przez zawstydzanie i obwinianie ludzi, którzy dużo ważą i oczywiście ich rodziców.
Jakiś czas temu zostałam zaproszona do programu, w którym miałam skomentować polską kampanię społeczną „Jakie matki, takie dziatki”, którą uważam, za równie nieskuteczną i nie w porządku, jak filmy podobne do powyższego. Bo przyczyna tego, że coraz więcej ludzi tak dużo waży jest niezwykle złożona i wieloelementowa. Mogłabym tu długo wymieniać różne elementy, które się na to składają i myślę, że zobaczycie zaraz, że większość tych przyczyn, w ogóle nie leży po stronie rodziców. Może rzeczywiście szczupli rodzice mają więcej narzędzi, żeby siebie i dzieci przed tym ryzykiem chronić, ale to nie jest żaden powód, żeby ich obwiniać.
Chciałabym tu zaznaczyć, że żaden z tych licznych elementów nie determinuje tego, że ktoś będzie za dużo ważył. Nie chodzi mi o pisanie, kto się lepiej zajmuje dzieckiem, a kto gorzej. Chodzi mi tylko o to, żeby pokazać, że kiedy dużo z tych elementów złoży się razem, bardzo trudno jest dalej traktować czyjąś otyłość jako świadomą decyzję jego, lub rodziny.
A więc zaczynamy od samego początku:
- moda na szczupłą sylwetkę, także w ciąży
Sposób w jaki matka się odżywia w czasie ciąży, zwłaszcza, kiedy je za mało, bo boi się, że za bardzo utyje, przekazuje organizmowi dziecka komunikat o tym, jak dużo pokarmu jest dostępne w środowisku. Jeśli organizm dochodzi do wniosku, że jest głód, uczy się skuteczniej odkładać zapasy.
- niskie wskaźniki karmienia piersią
O tym w ogóle można by napisać osobny wpis, karmienie mlekiem modyfikowanym nie powoduje nadwagi, ale niestety sprawia, że łatwiej dziecku dawać za dużo jeść. Dodatkowo przez wiele lat siatki centylowe opracowane były w oparciu o przyrosty wagi u dzieci karmionych sztucznie, co powodowało, że dzieci karmione piersią były często oceniane jako niedożywione i z tego powodu odstawiane od piersi i przestawiane na karmienie mlekiem modyfikowanym.
Z karmieniem mlekiem modyfikowanym nadal związany jest wzorzec karmienia na godzinę (a więc taki, w którym dziecko nie uczy się rozpoznawania głodu i sytości).
Przyczyny tego, że większość kobiet w Polsce karmi piersią krócej niż zamierzała też są systemowe, począwszy od tego:
– jak często zdarza się, że kobieta po cesarskim cięciu nie dostaje wsparcia w karmieniu,
– ile dzieci dokarmiane jest w szpitalach, bez zgody rodziców a nawet wbrew ich wyraźnej prośbie (zadałam kiedyś takie pytanie na facebooku – czyje dziecko zostało dokarmione bez wcześniejszej zgody rodziców a nawet wbrew ich prośbie – była cała lawina wpisów),
– jak trudny jest dostęp do fachowej porady laktacyjnych
– jak dużo jest porad dla karmiących mam, które utrudniają im karmienie (przykład pierwszy z brzegu to rozliczne pomysły na to, czego mama karmiąca małe dziecko nie powinna jeść, żeby mu nie zaszkodzić).
Warto również zajrzeć do kodeksu marketingu produktów mlekozastępczych . Moim zdaniem nadal zdarzają się w Polsce jego naruszenia, choć dużo się zmienia.
- mała wiedza na temat karmienia piersią u specjalistów
I chyba coś co nazwałabym nieświadomością tej niewiedzy, czyli sytuacja, gdy wszyscy lekarze: pediatrzy, ginekolodzy, ortopedzi i wszyscy inni pozwalają sobie na udzielanie porad laktacyjnych korzystającym z ich usług kobietom, choć ich wiedza na temat karmienia piersią pochodzi głównie z ich wiedzy potocznej (można sobie sprawdzić jaką wiedzę na temat karmienia piersią zdobywa student medycyny czy lekarz, jeśli nie zacznie tej wiedzy sam szukać). To mogłaby być tylko taka anegdota, gdyby nie było tak, że mamy między sobą wymieniają się informacjami o tym, przed którym lekarzem ukrywać, że się karmi piersią.
Muszę tu też niestety z przykrością wspomnieć o psychologach, którzy potrafią udzielać porad laktacyjnych, które mnie zadziwiają, a zwłaszcza takich, którzy sugerują, że karmienie piersią powyżej jakiegoś wieku (na przykład roku) zaburza rozwój dziecka.
- siatki centylowe
O tym będzie osobny wpis, za jakiś czas. Niestety, kiedy rodzice przychodzą do mnie z takim problemem, że mają niejadka i muszą coś z tym zrobić, to w ponad połowie przypadków, pierwsza informacja o tym, że dziecko za mało waży pochodzi od kogoś pracującego w służbie zdrowia.
- zbyt wczesne rozszerzanie diety
Wiele osób rozszerza dietę dziecku w ten sposób, że idą do sklepu i widzą na słoiku, że się go podaje od 4 miesiąca i kupują, bo ich dziecko już te 4 miesiące ma. Informacje na słoiczkach i kaszkach mówią, że można je podawać od 4 miesiąca, choć aktualne zalecenia mówią, że wszystkie dzieci powinny mieć rozszerzaną dietę dopiero po 6 miesiącu życia (może nowe polskie wytyczne dotyczące rozszerzania diety nareszcie to zmienią).
Zadziwia mnie też niezmiennie jak to rozszerzanie diety jest lekarstwem na wszystko – dziecko za mało waży? zupa, za dużo waży? też zupa.
Kolejnym elementem są reklamy mleka modyfikowanego, które wyraźnie mówią: po 6 miesiącu, kiedy już skończysz karmić piersią (nie jeżeli tylko kiedy)
- mleko nie wystarczy
Widzę dookoła, że ten komunikat wywołuje w rodzicach wiele obaw i powoduje, że czują się oni zobowiązani do zmuszania dziecka do jedzenia stałych pokarmów, bo przecież samo mleko już nie wystarcza. Od tego zaczynają się często kłopoty z jedzeniem, z niejadkością. I łatwo w takiej sytuacji przejść od „nadmiernej” szczupłości do nadwagi.
To w ogóle mało dostrzegana prawidłowość, że z dzisiejszych niejadków często później wyrastają ludzie, którzy nie czują się dobrze ze swoją wagą.
- rozpoczynanie rozszerzania diety od słodkich potraw i od węglowodanów
To ta słynna kaszka i deserek, które często są jednymi z pierwszych potraw jakie poznaje dziecko (dodałabym jeszcze słodkie herbatki). Słodkie jedzenie łatwiej wcisnąć, kiedy dziecko nie jest gotowe – właśnie dlatego, że jest słodkie. Podczas, gdy korzystniej byłoby rozszerzać dietę zaczynając od mięsa i warzyw.
Ilości cukru jaka jest dodawana do potraw rzekomo przeznaczonych dla małych dzieci jest zdecydowanie za duża. Dlatego wbrew temu co można często usłyszeć, lepiej dla dzieci jest kiedy jedzą normalne, dorosłe (choć oczywiście zdrowe) jedzenie.
Wielu rodziców jest naprawdę zaskoczona, kiedy mówię, że jednymi z pierwszych warzyw jakie mogą próbować dzieci są: brokuł, fasola szparagowa, soczewica, dynia, bo nadal w powszechnej świadomości są to rzeczy ciężkostrawne i dla starszych dzieci (króluje oczywiście marchewka).
- nagradzanie dzieci słodyczami (i w ogóle podawanie słodyczy małym dzieciom)
Często to wcale nie rodzice są tymi osobami, które dają małym dzieciom czekoladki, lizaczki i słodkie jogurty. Tylko dobre babcie i dobrzy wujkowie itp. Tutaj na niekorzyść działa tradycja, według której takich „prezentów” nie można nie przyjąć.
Dzieci są nagradzane słodyczami w wielu miejscach (spotykam się nawet z podobnym zaleceniem w niektórych książkach). Zdarza mi się, że rodzice opowiadają, że ich dziecko dostaje cukierka po zajęciach na które chodzi i że bardzo trudno jest się na to nie zgodzić (bo inne dzieci dostają).
Nagrodą jest również tradycyjny polski zwyczaj – deser. Za każdym razem, kiedy mówimy dziecku: jak zjesz kanapkę to dostaniesz ciastko, pokazujemy mu, że ciastko jest nagrodą za zjedzenie kanapki, a więc jest bardziej wartościowe.
- pocieszanie dzieci słodyczami
Które samo w sobie pewnie nie miałoby jeszcze jakichś dramatycznych skutków, gdyby nie to, że jest połączone z ubóstwem innych sposobów pocieszania. Z tym, że na dzieci wywierana jest presja by z trudnymi emocjami radziły sobie same.
- zmuszanie dzieci do jedzenia, także w różnych instytucjach sprawujących nad nimi opiekę
Niestety świadomość dotycząca tego, jak działa zmuszanie dzieci do jedzenia jest jeszcze bardzo niska. W wielu miejscach rodzicom, którym na tym zależy, trudno jest wyegzekwować, żeby dziecko nie było zmuszane do próbowania, zjadania wszystkiego co nałożą dorośli, żeby dziecko nie było chwalone za to, że dużo zjadło, nazywane grzecznym dzieckiem. Oraz czasem, żeby nie było nagradzane słodyczami i deserem za zjedzenie obiadu.
- zawartość talerzy w przedszkolach, gdzie chyba obowiązują jakieś przestarzałe normy (albo nie wiem co)
Można więc podać słodki serek lub posmarowany czekoladą chleb. A kiedy powiedziałam kiedyś na warsztatach, że dzieci mogą sobie same nakładać porcje to usłyszałam o tym, że to nie takie proste, bo sanepid.
- presja na to, żeby dzieci jadły szybko i bez gadania
Im szybciej człowiek je, tym większa szansa, że zje za dużo.
- niezbyt szczęśliwe pomysły, stosowane w celu propagowania zdrowego odżywiania
Kierowanie informacji dotyczących zdrowego odżywiania do dzieci, które jeszcze nie podejmują decyzji, co dostaną na obiad. Często pozostających w sprzeczności z tym, czego dzieci doświadczają na codzień.
Nagradzanie dzieci za zjadanie zdrowych rzeczy – wbrew pozorom to powoduje raczej niechęć do tych potraw.
Wprowadzanie obsesji dotyczącej szczupłego ciała już od wieku przedszkolnego. Niepotrzebne diety w zbyt młodym wieku – które rozregulowują układ głodu i sytości.
Wśród czynników, które dokładają się do ilości osób z nadwagą i otyłych w naszym społeczeństwie (wymienianych w różnych publikacjach) jest też:
- obecność różnych nowoczesnych substancji w naszym życiu (takich jak np. farby i teflon),
- czynniki, które wpływają na nietypowy skład flory bakteryjnej w jelitach (te bakterie trawią pokarm i dzięki nim mniej lub więcej jedzenia trafia do krwiobiegu)
- niedobór snu, który rozregulowuje rozpoznawanie głodu
- ogólny strach przed niedożywieniem i niedoborami obecny w naszej kulturze i strach przed głodem (wielu rodziców tak karmi dzieci, żeby zjadły zanim zaczną być głodne, zamiast poczekać aż zasygnalizują głód)
Chciałabym jeszcze napisać o różnych elementach, które zniechęcają dzieci do ruchu, bo to też bardzo ważne. Ale to już chyba materiał na osobny wpis.