Jednym z powodów, dla których bardzo potrzebowałam odpocząć od internetu, kontaktów z ludźmi i natłoku informacji był stan przeciążenia bodźcami jaki udało mi się osiągnąć w ostatnim czasie.
Znajomi rodzice, zwłaszcza matki, opowiadają często o tym, że znają taki stan, kiedy organizm po prostu nie ogarnia takiej ilości stymulacji jaka wiąże się z opieką nad dzieckiem. Okazuje się, że jest za dużo dźwięków, słów, dotykania, skakania w polu widzenia i każdy kolejny bodziec wywołuje wściekłość i pragnienie zamknięcia się gdzieś w jakimś cichym i samotnym miejscu.
W pewnym momencie zauważyłam, że jeśli spytać grupę matek o to, o czym najbardziej marzą, jaka sytuacja najlepiej zaspokoiła by ich potrzeby, wiele z nich mówi; marzę o tym, żeby spędzić dwie godziny sam na sam ze sobą.
Jest gdzieś w człowieku nie tylko potrzeba bliskości z innymi, ale też kontaktu ze sobą, wsłuchania się w siebie. Jest też taka ilość bodźców przy której mózg zaczyna sobie coraz gorzej radzić.
Tym razem to od dzieci można się czegoś nauczyć. I od osób pomagających tym dzieciom, które szczególnie łatwo przeżywają takie stany przeciążenia.
Jeśli więc ktoś czuje, że ma dość gadania nad uchem, albo miziania, skubania, klepania i przytulania to polecam sposoby zainspirowane integracją sensoryczną.
Na przeciążenie dźwiękami biały szum, albo stymulacja zmysłu równowagi – czyli piłka, trampolina albo huśtawka.
Na przeciążenie zmysłu dotyku mocny regulujący dotyk – może masaż?
Jeśli ktoś odważy się wypróbować, napiszcie jak to działa.