Dzieci rodzą się gołe… można by nawet powiedzieć, że jesteśmy jednym z najbardziej gołych gatunków na naszej planecie. I wiele dzieci pozostaje gołe przez dużą część swojego dzieciństwa… (dzięki temu podobno gołe afrykańskie dzieci lepiej się rozwijają od ubranych europejczyków). Niestety nie w tym kraju.
Jak jednak wytłumaczyć malutkiemu gołemu dziecku, że potrzebuje ubrania?
Tu wielu rodziców z pewnością odpowie, że na początku to jest jeszcze najłatwiejsze, później dopiero się zaczyna…
Na początku malutkie dziecko nie lubi być odkryte (co nie oznacza, że lubi być ubrane), najbardziej komfortowo czuje się w pozycji kangura, czyli okryte czymś, w bezpośrednim kontakcie z opiekunem – skóra do skóry. Na mojego syna to zawsze działało 😉
Ten czas jednak szybko mija, dziecko przyzwyczaja się do nagości i zaczyna się walka. Już kilkumiesięczne sprawne ruchowo dziecko może być trudne do ubrania, bo bycia ubieranym i ubranym po prostu nie lubi. Dlaczego?
Jest kilka powodów.
Pierwszy to niecierpliwość – małe dzieci nie lubią sytuacji, kiedy muszą leżeć bądź stać bez ruchu, a z tym najczęściej wiąże się zmienianie pieluchy czy zakładanie spodni.
Drugi to upodobanie swobody – tak już jesteśmy skonstruowani, że nie lubimy bycia unieruchamianymi. A jak ubrać kręcącego się roczniaka, jeśli się go czasem nie unieruchomi? No czasem nie ma innego wyjścia, warto tylko robić to sprawnie i delikatnie. Czasem trzeba skorzystać z pomocy albo szukać takich ubrań, które da się łatwo i szybko założyć.
Trzeci powód, już mniej oczywisty, to temperatura – może być tak, i bywa dość często, że nasz ruchliwy maluch ma mniejsze zapotrzebowanie na ciepło niż my, dorośli. A może po prostu ma takie samo? Tylko my chcielibyśmy tak strasznie, żeby nam dziecko nie zmarzło… Największe boje toczą się w wielu rodzinach o kapcie, a także o noszenie szalików.
I tu niestety niewiele mogę doradzić, ponieważ mój syn nie nosi ani jednego ani drugiego. Mało tego, większość czasu w domu spędza całkiem bez ubrania. I co? I żyje, jest zdrowy – niewiele znam dzieci, które chorują mniej od niego.
Jest jeszcze czwarty powód, dla którego niektóre dzieci nie cierpią ubierania się: to niemiłe wrażenia związane z noszeniem odzieży. Są dzieci, które mają skórę tak wrażliwą na dotyk, że przeszkadza im tkanina ocierająca się o skórę. Niektóre dzieci nie tolerują pewnych konkretnych materiałów, włókien, fasonów. Dzieci alergiczne, które mają suchą skórę, też często wolą chodzić bez ubrania albo stanowczo odmawiają zakładania pewnych strojów.
Co zrobić, kiedy trafi nam się taki egzemplarz?
Zrozumieć i polubić. Pamiętać, że dla dziecka założenie czegoś, co je przez cały czas drapie i gryzie, może być wyjątkowo trudne, nawet jeśli nam to się wydaje miłe w dotyku. Można dziecko trochę odwrażliwić, proponując mu różnego rodzaju masażyki, szczotkowanie, drapanie. Trzeba to robić dość regularnie, jeśli chcemy mieć jakiś rezultat.
Zaakceptować, że pewnych ubrań dziecko nie założy, i pogodzić się z tym, że może któreś z nich trzeba będzie po prostu komuś oddać.
Czasem warto po prostu dać dziecku poczuć konsekwencje odmowy ubrania się (to o trochę starszych dzieciach niż roczne) – zawieźć do żłobka lub przedszkola w kocu albo pozwolić na wyjście na dwór w krótkim rękawku.
Nie chodzi tu o to, żeby udowadniać, kto ma rację, ani się denerwować. Naszemu dziecko czasem trudno jest ogarnąć, że teraz jest mu ciepło, ale gdy wyjdzie na dwór, zrobi mu się zimno. Ja przez długi czas brałam kurtkę w rękę i ubieraliśmy się w nią na dworze, bo dopiero tam mój syn wierzył, że jest zimno.
A co, jeśli w grę wchodzą względy estetyczne?
Tu warto na spokojnie dopytać się, o co chodzi, bo czasem dziecko ma dość dokładnie poukładane, co mu w danym ubraniu nie pasuje i można dojść razem do jakiegoś kompromisu. Wtedy może się okazać, że to wcale nie o estetykę chodzi (no chyba, że dane ubranie nigdy nie pasuje, wtedy… oddajemy).
W ogóle oddawanie i przyjmowanie ubrań jest wspaniałe – ekologiczne, oszczędza środowisko, i daje (przynajmniej mi) ten luz, że każdy ciuch mogę bez wyrzutów sumienia zapakować do torby, jeśli nie pasuje, i wywalić, gdy się zniszczy.
Są dzieci, które lubią mieć wybór, które ubranie założą, i czasem, gdy takie wybieranie regularnie się przeciąga, można je przenieść na wieczór. Czasem trzeba się pogodzić z tym, że przedszkolak ubierze się jak pajac (albo jak królewna) – tym bardziej, że często są to jednorazowe zdarzenia. Dziecko widzi, że to wcale nie był dobry pomysł, i następnym razem już ubiera się „normalnie”.
Czasem kłopot z ubraniem polega na tym, że jest nowe. Albo nie to ulubione. Czasem wszystkie koszulki muszą być z samochodami. Albo bluzki niebieskie. Czasem trzeba uprać ulubione spodnie. I wtedy też jest trudno – trzeba metodą prób i błędów szukać rozwiązania. Czasem pomaga postawienie przed faktem dokonanym – dziecko musi sobie ponarzekać, a potem zakłada
Czasem wokół ubierania zaczyna się toczyć walka: im mocniej rodzic naciska, tym bardziej dziecko protestuje. Bywa, że za pomocą ubrania dziecko pokazuje nam, że ma jakiś poważny kłopot. Wtedy warto zająć się kłopotem i dzieckiem, a nie ubraniem.
Na koniec jeszcze jedna ważna sprawa: poranny pośpiech nie sprzyja wychowaniu… i wszyscy o tym wiedzą. Ale często czują presję uczenia dziecka samodzielności, samoobsługi itp. właśnie rano. A kiedy wszyscy się śpieszą, to prawie nigdy nie wychodzi, bo im bardziej my się denerwujemy, tym bardziej denerwuje się nasze dziecko.
Dlatego nie ma nic złego w tym, że rodzic pomaga się ubrać rano, nawet dziecku, które już jest na tyle duże, że świetnie potrafi ubrać się samo. Ważniejsze od wychowania jest wtedy rozpoczęcie dnia w dobrym humorze.
Nic nie napisałam o przyzwoitości, estetyce, kulturze, bo do tego wszystkiego po prostu trzeba dorosnąć.