Ostatnio odbyłam dużo fajnych rozmów na temat zasad z różnymi ludźmi, dlatego chciałam jakoś to spisać i uporządkować.
Ponieważ pisałam już o zasadach jakiś czas temu, zachęcam Was najpierw, żebyście tam zajrzeli.
https://agnieszkastein.pl/zasady-reguly-zakazy-nakazy/
Myślę, że ma to sens dlatego, że to jest początek pewnego wątku i nie chcę tutaj powtarzać tego, co tam pisałam. Ale też dlatego, że może to Wam pomóc zobaczyć jak bardzo może się zmienić myślenie i rozumienie konkretnej kwestii.
Staram się zachęcać ludzi do tego, żeby nie traktowali tego, co słyszą i czytają jako właśnie zasady, zakazy i dogmaty. Żeby byli otwarci na to, że wiedza idzie naprzód, że można ją weryfikować, doprecyzowywać, czasem coś ulega modyfikacji.
Teraz kiedy patrzę na to, co wcześniej pisałam widzę, jak szerokie i płynne bywa określenie, co jest zasadą a co nie. Z jednej strony prawie wszystko da się potraktować jako zasadę (ja mam taką zasadę, że nie lubię marchewki 😉 ) a z drugiej strony, kiedy ludzie piszą o zasadach w relacjach z dziećmi, czy nawet dorosłymi to używają pewnego konkretnego języka i konkretnych założeń.
Chciałam więc tutaj doprecyzować jaki to język i założenia.
Kiedy mówi się o zasadach często można usłyszeć określenia: nie wolno, trzeba, to jest złe, wszyscy muszą tego przestrzegać. Zasada jest więc zewnętrzna. Obowiązuje wszystkich, albo jakąś określoną grupę społeczną. Np. zasada, że dzieci po 20 leżą już w łóżkach.
Druga rzecz, która wiąże się z językiem zasad to często sankcje, które są związane z ich złamaniem (i to dla mnie jest element istotny zasad – zasadę da się złamać). Jak rozmawiam z ludźmi na temat zasad to bardzo często u ludzi pojawia się dyskomfort, kiedy rozmawiamy o takiej możliwości, że jest jakaś zasada a nie ma sankcji. Czyli ponieważ zasadę da się złamać to potrzebna jest pewna energia i zaangażowanie przynajmniej części osób w to, żeby osoby, których ta zasada dotyczy przestrzegały tej zasady.
Widzicie jaki to jest język?
O takim rozumieniu zasad będę dalej pisać. Nie będę więc pisać np. o zasadach fizyki.
Napiszę o trzech hasłach, które ostatnio są dla mnie bardzo inspirujące.
Pierwsze hasło usłyszałam na warsztatach u Artura Króla i brzmiało ono tak:
Ludzie zewnątrzsterowni traktują informacje jako zasady, a ludzie wewnątrzsterowni traktują zasady jako informacje.
(i od razu zobaczcie, to nie jest zasada tylko informacja – ona nie mówi, że coś trzeba robić albo że czegoś nie wolno, ona bardziej pokazuje na czym polega bycie wewnątrz i zewnątrzsterownym, mówi jak można odróżnić jedno od drugiego)
Ważne jest dla mnie to, że coraz częściej rodzicom zależy na tym, żeby ich dzieci były wewnątrzsterowne. Uważają to za wartość. Podczas gdy przyglądając się bliżej ich perspektywie można zauważyć, że to jest perspektywa zewnątrzsterowna. Taka w której padają pytania:
- czy robię to dobrze
- czy rodzic ma prawo
- co muszę zrobić
- czy karanie jest złe
- czy wolno mi
- jak powinienem zareagować
- czy to w porządku czuć złość
To wszystko są pytania w których zadający je sytuuje źródło sterowania na zewnątrz. Chce, żeby ktoś z zewnątrz określił zasady. Co jest dobrze a co źle. Co trzeba robić. Jaka jest właściwa reakcja. Jakim powinno się być rodzicem. Jakie uczucia są właściwe w danej sytuacji.
To mi się łączy z drugim inspirującym dla mnie zdaniem, które powiedział Tomek Sadzewicz, kiedy gadaliśmy o zasadach na Festiwalu Relacji w Rzeszowie:
Zasady są sposobem (są po to), żeby nie być ze sobą w kontakcie.
I znowu zobaczcie. Zgodnie z tym, co napisałam wcześniej widać, że osoby zewnątrz i wewnątrzsterowne inaczej to odczytują.
Zewnątrzsterowne:
- zasady są złe/dobre
- kontakt jest dobry/zły
- trzeba być ze sobą w kontakcie
- trzeba zlikwidować wszystkie zasady
- nie da się być w kontakcie ze sobą, kiedy się przestrzega jakiejś zasady
Wewnątrzsterowne:
- ciekawe, co to wnosi do mojego życia?
- czy czasem traktuję zasady jako sposób, żeby nie być w kontakcie ze sobą?
- czy zdarza mi się, że jakaś zasada, której przestrzegam utrudnia mi kontakt?
- czy są sytuacje, kiedy wybieram zasady? w czym mnie to wspiera?
Bardzo wymownym przykładem wewnątrzsterowności jest dla mnie to, co w reakcji na zdanie o zasadach i kontakcie napisała Agata Kula. Że dla niej:
Zasady, są po to (są sposobem), żeby być ze sobą w kontakcie.
Dlaczego to dla mnie przykład wewnątrzsterowności? Bo chodziło o to, że słysząc jakąś zasadę można potraktować ją jak informację i sprawdzać ze sobą, czy mi to pasuje/pomaga czy nie. To dla mnie bardzo Juulowskie podejście (od nazwiska Jespera Juula).
Innymi słowami czasem struktura pomaga nam określić czego chcemy. I nie musi być do tego zasadą, której nie wolno złamać.
Chciałam tu podać jeszcze dwa przykłady. Na strukturę, informacje i zasady.
Pierwszy będzie warsztatowy.
Kiedy prowadzę warsztaty nie daję zasad ale dbam o strukturę i otwartą komunikację. Mówię na przykład jak sobie wyobrażam ćwiczenie, które będziemy wykonywać. Np. że trzeba sobie wybrać kartę z leżących na podłodze, która symbolizuje coś i porozmawiać o niej z kimś. Ale na prawie wszystkie pytania w stylu: czy mogę sobie wybrać więcej kart, czy może ta karta być o czymś trochę innym, czy mogę porozmawiać z dwiema osobami itp. zazwyczaj odpowiadam, że tak.
Instrukcja do ćwiczenia nie jest tutaj zasadą, przymusem, czymś czego, jeśli się nie zrobi to całe ćwiczenie zostało zrobione źle.
Struktura jest tu pewną propozycją, która pomaga zorientować się co robimy, inspiruje, daje pomysł, pomaga w kontakcie ze sobą. Jeśli ktoś zrobi ćwiczenie inaczej, bo inaczej zrozumiał instrukcję to nie znaczy, że zrobił je źle, zrobił błąd, złamał zasadę, nie posłuchał się.
Najczęściej jest to źródłem ważnych pytań:
– jak to się stało, że pół grupy zrozumiało inaczej (to może być też moje pytanie do mnie)
– czego się każdy z tego ćwiczenia nauczył (zwłaszcza o sobie)
– jakie pojawiły się pytania
To jest dla mnie różnica między strukturą i informacją a zasadami.
Drugi przykład – domowy.
Podobnie mogę mieć w domu zasadę, że nie krzyczymy na siebie. Jak znam życie co chwilę będzie się pojawiać sytuacja, że ktoś tą zasadę złamie. I pytanie co wtedy. Czy mogę mówić do dziecka: nie krzyczymy na siebie, jeśli mi samej zdarza się krzyczeć? Czy są sytuacje, w których krzyk jest uzasadniony? Co robię, kiedy ktoś do mnie krzyczy? Słucham co ma do powiedzenia czy przypominam o zasadzie?
A jak to jest w świecie wewnątrzsterownym – w świecie informacji?
Mam tak, że nie przepadam jak ktoś na mnie krzyczy.
Wiem też, że nie lubią tego moi domownicy a niektórzy (dzieci) nawet się tego boją.
Ważne jest dla mnie, żeby brać pod uwagę to jak czują się w naszym domu wszyscy, nie tylko ja.
Rozumiem, że ludzie przeważnie krzyczą jak są w silnych emocjach. Wiem, że sama tak robię.
Staram się pamiętać, że jeśli ktoś krzyczy to widocznie coś jest dla niego bardzo ważne. Czasem jak sama nie jestem w zbyt silnych emocjach udaje mi się pamiętać o tym.
Staram się mówić o tym, co dla mnie trudne na bieżąco bo tak mi jest łatwiej niż kiedy z tym zwlekam i odruchowo podnoszę głos.
To nie są zasady. To są informacje.
W dodatku to są MOJE informacje.
Na podstawie tych informacji w każdym momencie życia podejmuję najlepszą możliwą dla mnie decyzję. Ale może być tak, że w różnych momentach inną. I możliwe, że inną niż Ty mój czytelniku. 😉
Więc generalnie mój proces jest taki, że coraz mniej jestem pewna, że jakieś zasady muszą być i coraz więcej widzę, że wolę informację. To mi daje wolność i możliwość brania odpowiedzialności za siebie. Np. wstaję rano, żeby zdążyć na pociąg dlatego bo chcę i tak wybrałam, a nie dlatego, że muszę. Nie dlatego, że jest taka zasada, że trzeba rano wstawać do pracy. Traktowanie wszystkiego (albo prawie wszystkiego) jako informację, daje mu dużo luzu i spokoju w sytuacjach, kiedy coś mi nie pasuje, nie wyjdzie, kiedy nie mam na coś wpływu.
PS. chcę jeszcze napisać drugi tekst o tym, że w NVC nie ma zasad, więc czekajcie 🙂