Dzisiaj będzie o tym obrazku:
Pomyślałam, że skoro ten przekaz okazał się ważny dla tak wielu osób, to może napiszę o tym, dlaczego jest taki ważny dla mnie.
***
Zaczęło się od tego, że zobaczyłam podobny obrazek po angielsku. Jeden raz, drugi. Udostępniłam go u siebie. Okazało się to dla wielu osób ważne.
Pomyślałam, że skoro tak, to może zróbmy to i w naszym języku i w naszym kraju.
Miałam nadzieję, na żywy odbiór, choć nie wyobrażałam sobie, że aż taki (o ile się orientuję, o co w tym chodzi, facebook mówi mi, że obrazek obejrzało ponad 600 tysięcy osób).
Oczywiście to nie jest powód podstawowy. Udostępniłam, a potem udostępniłam jeszcze raz po polsku coś, co mocno mnie dotyka i to zarówno osobiście jak i zawodowo.
***
Osobiście – bo uważam, że zdrowa konstrukcja psychiczna, umiejętność radzenia sobie z samym sobą, kontakt ze swoimi potrzebami i emocjami przyda się w dorosłym życiu mojemu dziecku (i innym dzieciom).
Przyda mu się dużo bardziej niż dobre lub najlepsze oceny.
Z moich obserwacji wynika, że ludzie, którzy jako dorośli mają najtrudniej, to nie są ci, którzy słabo się uczyli w szkole. To raczej ci, którzy nie ogarniają. Swoich emocji. Swoich potrzeb. Relacji z innymi ludźmi.
Którzy nie potrafią zadbać o siebie. Ochronić się przed naruszeniem swoich granic. Nie wiedzą o co im chodzi. Nie mają podstawowego poczucia bezpieczeństwa.
Także ci, którzy nie potrafią się uczyć i rozwijać. Ale raczej nie w sensie szkolnym, tylko w dużo szerszym znaczeniu.
Mam także dużo większą wiarę w kolejność – dziecko, które radzi sobie ze sobą uczy się coraz lepiej niż w kolejność odwrotną – dziecko, które ma super oceny, dzięki temu coraz lepiej radzi sobie ze sobą i z życiem.
Nie mówiąc już o tym, że „uczy się, umie dużo” i „ma dobre oceny” to naprawdę nie zawsze jest to samo.
***
A teraz o aspekcie zawodowym.
Przychodzi do mnie coraz więcej rodziców i coraz więcej dzieci, z sytuacjami, gdzie naprawdę pytanie, co jest ważniejsze – szkolne wymagania czy zdrowie psychiczne nabiera głębszego znaczenia.
To są dzieci (dzieci, nie młodzież, bo wiele z nich ma po 6, 7, albo 8 lat), dla których spełnianie oczekiwań szkoły i nacisk na dobre lub jeszcze lepsze oceny kończy się dramatycznie. Zaburzeniami lękowymi, natręctwami, zaburzeniami psychosomatycznymi, początkami depresji.
To naprawdę są dzieci, które można ochronić przed poważnymi trudnościami, szpitalem i leczeniem psychiatrycznym. Czasem zaczynając od tego, żeby powiedzieć dziecku: nie obchodzi mnie jak się uczysz, bo jesteś moim dzieckiem. Nie obchodzi mnie, nie dlatego, że nie jesteś dla mnie ważny, dlatego, że olewam twój rozwój itp. ale dlatego, że są rzeczy ważniejsze niż to, jak wyrabiasz się w czyichś oczekiwaniach i w podstawie programowej.
Zwłaszcza, że przeważnie ta „walka” o oceny nie dotyczy zdania do następnej klasy, tylko różnicy między szóstką a tróją.
I tak. Powiedzmy sobie prosto z mostu. Lepiej mieć tróje od góry do dołu niż mieć depresję i myśli samobójcze. Lepiej mieć tróje niż przymus mycia rąk co piętnaście minut lub ciągłe poczucie, że zaraz się zemdleje lub zwymiotuje.
Często, żeby pomóc dziecku nie wystarczy olać jego stopnie. Ale często od tego trzeba zacząć.
***
Zobaczcie, że ja nie mówię o tym, żeby w życiu dziecka były same rozrywki i przyjemności. Żeby nie było żadnego stresu. Nie mówię o tym, żeby dziecko robiło, co chce. Albo, że można nic nie umieć i jakoś sobie żyć.
Mówię tylko, że są sprawy ważne i ważniejsze.
A przy okazji, że dziecko, które ma trudności w nauce potrzebuje pomocy i wsparcia a nie więcej presji i wymagań. Potrzebuje, żeby dorośli rozumieli skąd się biorą jego trudności i wytrwale sięgali głębiej niż popularne – niestety – nadal: zdolny ale leniwy.
PS: Celowo na obrazku jest napisane oceny a nie stopnie, bo uważam, że zamiana cyfr na kolorowe kropki, albo słoneczka i „postaraj się więcej” naprawdę nic nie zmienia. Nadal dla kogoś ważniejsze jest to jak dziecko „wypada” niż to kim jest i co się z nim dzieje. Nadal dziecko jest „nauczanym obiektem” a nie człowiekiem, który poznaje świat i rozwija się.