Previous slide
Next slide

wsparcie czy presja?

Wraz ze wzrostem ilości profesjonalnej wiedzy, coraz skuteczniej można pomagać ludziom, kiedy napotykają na swojej drodze różne trudności. Jednak czasem taki wzrost wiedzy, może powodować problemy, zamiast je rozwiązywać, kiedy zabraknie w tej wiedzy jakiegoś ważnego elementu.

Tak się niestety dzieje w obszarze rodzicielstwa. Kiedy coraz większa ilość informacji dotyczących potrzeb rozwojowych dzieci, nie jest równoważona wiedzą na temat potrzeb rodziców i po prostu potrzeb uniwersalnych dla wszystkich ludzi. Kiedy to, że coraz łatwiej jest nam na wiele sytuacji spojrzeć z perspektywy dziecka, potraktować to dziecko w sposób podmiotowy, nie jest równoważone poprzez równie podmiotowe spojrzenie na dorosłych, którzy to dziecko mają pod opieką.

Tak się dzieje na przykład, z ciągle rosnącą wiedzą na temat właściwości kobiecego mleka. Albo z wiedzą dotyczącą procesów, które zachodzą w trakcie fizjologicznego porodu. Przychodzi pokusa, żeby wszystkich tą wiedzą uszczęśliwić.

Rodzicielstwo bliskości to w 90 procentach umiejętność dbania o samego siebie, o swoje potrzeby. Kiedy rodzic umie o siebie się troszczyć, w naturalny sposób uruchamiają się w nim zasoby, które może wykorzystać do troszczenia się o dziecko. Kiedy potrzeby rodzica są w znaczącym stopniu niezaspokojone, kiedy rodzic przeżywa silny stres, trudno jest mu być dostępnym emocjonalnie, trudno mu przyjąć perspektywę dziecka, nawet jeśli teoretycznie wie, co „powinien” robić jako rodzic.

Dlatego jednym z moich głównych zadań jako osoby wspierającej rodziców jest pomaganie im w tym, żeby mogli skuteczniej zadbać o siebie. Żeby czuli, że mają do tego prawo.
Moim zadaniem jest też to, żeby rodzice czuli się bardziej bezpiecznie, żeby czuli się szanowani i akceptowani, żeby doświadczali tego, że wierzę w ich dobre intencje. Staram się też pamiętać cały czas o tym, że rodzice potrzebują autonomii w swoich wyborach. Potrzebują czuć, że nikt im niczego nie zabrania. Że nikt ich do niczego nie zmusza. Oni sami decydują się skorzystać z pomocy, jakiej potrzebują i w sposób jaki jest dla nich w porządku.

Staram się rozdzielać mówienie i pisanie o tym, co wiadomo o potrzebach dzieci od oceniania zachowań konkretnych rodziców. Bo dla konkretnego rodzica jego wybór był zapewne najlepszą dostępną strategią.

Jednak, kiedy tylko zaczynam pisać o malutkich dzieciach, o naturalnym karmieniu, porodzie okazuje się, że rodzice doświadczają wielu sytuacji, w których ktoś o ich autonomii zapomniał. Chciał zadbać o dziecko tak mocno, że wsparcie przemieniło się w presję. W utrudnianie rodzicom a zwłaszcza kobietom troszczenia się o ich dzieci w sposób, który wydaje im się najwłaściwszy w danej sytuacji i dostosowany do ich możliwości.

Takie sytuacje są bardzo bolesne i ludzie długo je pamiętają. Podobne doświadczenia oddziałują na kolejne ich wybory i zdarza się, że kobieta, która doznała jakiejś presji przy pierwszym porodzie albo karmieniu pierwszego dziecka, przy drugim decyduje się na cesarskie cięcie albo karmienie butelką, żeby zatroszczyć się o swoją autonomię i uniknąć presji i oceny, której się obawia. Często niestety doświadcza wtedy kolejnej presji i ocen.

Można by zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje w konkretnych sytuacjach, ale prawda jest taka, że tego podejścia i języka opartego na podmiotowości i szacunku wszyscy potrzebujemy się uczyć. Ja też się go uczę i jeśli czuję, że się czegoś rzeczywiście nauczyłam to dlatego, że traktuję to jako priorytet, a nie dlatego, że taka jestem w tym świetna.

Język wsparcia skupia się na jednej kwestii: jak Ci mogę pomóc? Czego potrzebujesz?
Potrzebujesz informacji? Bardzo proszę. Ale jeśli nie potrzebujesz, to nie będę zmuszać Cię do jej wysłuchania.

Może potrzebujesz kogoś, kto uważnie wysłucha? Powie, że wierzy w Ciebie?

Może potrzebujesz kogoś, kto uszanuje Twój wybór? Podpowie Ci, jak możesz pogodzić swoje potrzeby i wybory ze sobą? Pomoże zrozumieć na czym tak naprawdę Ci zależy i jak można to osiągnąć?

A może kogoś, kto powstrzyma się od oceniania i osądzania? Albo od straszenia? Albo od rozpamiętywania tego, co już się stało i się nie odstanie?

Powstrzymywanie się od różnych rzeczy, które nie pomagają jest jedną z najważniejszych umiejętności w udzielaniu wsparcia. Czasem jest to powstrzymanie się od określeń, które uruchamiają w nas myślenie w kategoriach osądów. Takim określeniem jest dla mnie na przykład „cesarka na życzenie” – wole mówić o cesarskim cięciu z przyczyn psychologicznych (niedługo napiszę dlaczego).

***

Często wsparcie oznacza zrobienie konkretnych fizycznych rzeczy. Tak jak, gdy kobieta po cesarskim cięciu ma trudności z przystawieniem dziecka do piersi, czasem potrzebuje bardziej, żeby ktoś jej to dziecko fizycznie podawał i trzymał, niż żeby jej opowiadał o zaletach karmienia piersią.

Podobnie, kiedy rodzice narzekają, że nie dosypiają w nocy, często potrzebują bardziej tego, żeby ktoś to dziecko wziął na godzinę na spacer, albo zrobił obiad, żeby oni mogli odpocząć. Niż współczujących okrzyków: a nie mówiłam, że się przyzwyczai? Daj mu butelkę. Wygoń je z łóżka.

Wsparcie to postawa pełna empatii. Uszanowania wolności drugiego człowieka. Tym bardziej, że rodzicielstwa nie da się „robić” na siłę. W relacjach z dziećmi ogromną rolę odgrywa intencja. To czy rodzic robi coś, do czego jest głęboko przekonany czy coś do czego się zmusza.

P.S. Takich wpisów o akceptacji i wolności będzie teraz dużo, bo to bardzo we mnie żywe teraz. 🙂

BEZPŁATNY WEBINAR

PRZYWÓDZTWO

Czym różni się nowe przywództwo od starego?

Przywództwo jest ideą, która jest z jednej strony popularna i dużo się o niej rozmawia, a z drugiej strony dużo jest w tych rozmowach niepokojów i niejasności. Z jednej strony słyszymy, że przywództwo jest ważne i chcemy umieć być liderami/liderkami w naszych relacjach rodzinnych i zawodowych, a z drugiej strony mamy obawy, jak to robić i jak ma się przywództwo do równej godności, dobrowolności, autonomii. Stare rozumienie przywództwa mało się z tymi konceptami łączy i dlatego potrzebujemy szukać czegoś nowego.

Announce

New
arrival

2019 collection

Let’s face it, no look is really complete without the right finishes. Not to the best of standards, anyway (just tellin’ it like it is, babe). Upgrading your shoe game. Platforms, stilettos, wedges, mules, boots—stretch those legs next time you head out, then rock sliders, sneakers, and flats when it’s time to chill.