Bardzo się zmieniłam, od kiedy urodził się mój syn. Od kiedy zaczęłam zajmować się rodzicielstwem bliskości najpierw w praktyce, na własne potrzeby, a potem też bardziej profesjonalnie.
Nie do końca pamiętam wszystkie zmiany, ale jedna jest dla mnie łatwa to uchwycenia. To zmiana języka jakiego używam. Widziałam to ostatnio, kiedy przygotowywałyśmy razem z Mamanią ebooka z artykułami. Czytałam swoje stare teksty i bez problemu rozpoznawałam te miejsca, gdzie dzisiaj użyłabym już innych słów i sformułowań.
Ludzie, których spotykam na warsztatach też mi czasem mówią, że język, którego używam mówiąc o dorosłych i dzieciach jest inny.
To na razie niekończący się proces. Przejście od języka uprzedmiotawiającego ludzi, języka ocen, etykiet, osądów. Języka, w którym istnieje jedna prawda nawet tam, gdzie wszyscy widzą, że jej nie ma do języka empatii, podmiotowości każdego człowieka, do języka, który jest wrażliwy na to, jakie efekty może wywołać jego użycie.
To nie jest takie proste. W końcu tego pierwszego języka słuchałam przez wiele lat i sama go używałam.
I ciągle pojawiają się jakieś nowe odkrycia. Jakiś wewnętrzny proces, który zachodzi we mnie powoduje, że coś, co do pewnego momentu było dla mnie w porządku, któregoś dnia zaczyna mi zgrzytać.
Tak było z „cesarką na życzenie”. Słyszałam to określenie setki razy. I dopiero w pewnym momencie poczułam, że to sformułowanie nie buduje wzajemnego szacunku, zrozumienia i wrażliwości tylko mur.
Na pierwszy rzut oka słowo „życzenie” mogłoby się kojarzyć z autonomią i wolnością wyboru. Mogę sobie zażyczyć co chcę i moje życzenie zostanie uszanowane.
Jednak myślę, że w powszechnym odbiorze „na życzenie” oznacza bardziej „bez powodu, bez uzasadnienia, bez wskazań”. Albo z „błahego powodu”.
Dlatego zdecydowanie wolę określenie „cesarskie cięcie ze wskazań psychologicznych”.
Ktoś mógłby się zdziwić a nawet oburzyć, że wszystkie sytuacje, kiedy kobieta chce, życzy sobie urodzić przez cesarskie cięcie nazywam wskazaniami psychologicznymi. Chciałabym więc doprecyzować, co mam na myśli.
Za każdym razem, kiedy kobieta w ciąży rozważa to, jak chciałaby urodzić swoje dziecko ma ku temu jakiś powód. Jak za każdym innym zachowaniem człowieka, za taką decyzją również stoją jakieś ważne potrzeby. A z potrzebami jest tak, że nie ma lepszych i gorszych, wszystkie wspierają życie, wszystkie są warte tego, żeby je uszanować.
Czasem zdarza mi się usłyszeć, że te potrzeby nie są aż tak ważne, ale najczęściej od osób, które są tylko obserwatorami takich sytuacji, a nie od samych kobiet. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak „ważność” powodu do cesarskiego cięcia. Rozumiem, jak bardzo do podjęcia decyzji w sprawie sposobu wydania dziecka na świat potrzebna jest kobiecie autonomia i poczucie, że inni ludzie szanują jej wybory.
***
Czy to oznacza, że nie widzę żadnych minusów rodzenia dzieci przez cesarskie cięcie? Że uważam, że naturalny fizjologiczny poród to nic szczególnego?
Wręcz przeciwnie.
Oznacza to tylko, że osoba przyciśnięta do odbycia takiego porodu raczej nie dostrzeże jego zalet. A nawet, gdyby była szansa, że je dostrzeże i tak nie czuję, że mamy prawo ją przyciskać.
Zresztą jednym z powodów, dla których kobiety chcą rodzić przez cesarskie cięcie jest obawa przed porodem naturalnym, w którym będą musiały stracić swoją autonomię (nie chcę tu wnikać w to, na ile takie wyobrażenie jest prawdziwe, na ile utrata autonomii wynika z właściwości samego porodu, a na ile z zachowania osób, które w tym porodzie towarzyszą).
Statystyki dotyczące tego, ile dzieci rodzi się przez cesarskie cięcie są niepokojące. Jednak określenie jak duży procent takich sytuacji wynika z czyjegoś „wyboru” jest trudne, jeśli nie niemożliwe. Nie wiadomo więc, czy nacisk na „wybieranie” naturalnego porodu spowodowałby jakieś znaczące zmiany w tych statystykach.
Jest jednak wiele, bardzo wiele działań, które mogą być skuteczniejsze w tym, żeby każda kobieta miała poród, który ją wzmocni, który pomoże jej zbudować więź z dzieckiem, który będzie wspominać z radością niezależnie od tego, czy będzie to SN czy CC.
Nie osiągniemy tego za pomocą straszenia, krytykowania, przymusu czy argumentów typu: warto urodzić naturalnie, żeby nie mieć blizny na brzuchu.
Nie pomogą walki na argumenty i osądy.
Tym bardziej, że im więcej argumentów pada, im więcej straszenia, tym bardziej boją się również te kobiety, których cesarskie cięcie nie było planowane lub które nie miały wyboru.
***
Czy jest więc coś co może pomóc, żeby było więcej fizjologicznych porodów? Pewnie, że tak.
Wiele z pomocnych zmian, to zmiany systemowe. Związane z postrzeganiem porodu w naszej kulturze. Związane z rozumieniem potrzeb rodzących kobiet. Związane nawet z rozumieniem swoich potrzeb przez rodzące kobiety.
Ważną zmianą jest tworzenie atmosfery zaufania do kobiet, do tego, że to one są odpowiedzialne za rozpoznawanie i zaspokajanie swoich potrzeb. Że mają prawo wyrażać te potrzeby i wspierające je strategie. Niezależnie od tego, czy jest to wybór sposobu porodu, miejsca porodu czy pozycji w czasie rodzenia dziecka czy czegoś jeszcze innego.
Część potrzebnych zmian związana jest z atmosferą oceny i osądu wokół tego, że kobieta chce urodzić dziecko przez cesarskie cięcie, albo nie chce, obawia się rodzić naturalnie. W atmosferze akceptacji, bezpieczeństwa i autonomii dużo łatwiej jest porozmawiać o tym, jakie potrzeby stoją za jej wyborem, udzielić empatycznego wsparcia. Zadbać o to, żeby poród był wzmacniającym doświadczeniem niezależnie od tego, jak się odbędzie.
Ważna jest własna praca specjalistów nad byciem coraz bardziej kimś, kto nie osądza, jest empatyczny, daje przestrzeń na własne decyzje. Oddzielenie wiedzy od świadomości, że każdy wybór jest najlepszym z możliwych dla danej osoby bywa trudne emocjonalnie. Przekazywanie potrzebnych informacji w sposób szanujący wolność wyboru klienta/pacjenta jest czymś, czego cały czas się uczymy. Ja też w swojej pracy potrzebuję systematycznie dbać o siebie, o swoje emocje. Radzić sobie ze swoimi oczekiwaniami, ocenami, z tym, żeby nie przesłaniały mi drugiego człowieka.
W atmosferze szacunku i zaufania łatwiej jest porozmawiać o tym, jak warto zadbać o kontakt z dzieckiem po porodzie, na co zwrócić uwagę, czego się można spodziewać, nie tylko w sensie przebiegu procedur i zabiegów, ale także w psychologicznym przeżywaniu porodu.
Mi jeszcze bardzo pomaga w pracy to, że wiem, za co jestem odpowiedzialna. Za swoją postawę, za swoją wiedzę, za to, żeby była na bieżąco uzupełniana. Za to, co mówię, jak słucham.
I wiem, za co nie jestem odpowiedzialna – za decyzję jaką podejmie kobieta.