Previous slide
Next slide

o dzieciach, które doprowadzają do szału

„W toku ewolucji nie mógł powstać gatunek, którego dzieci doprowadzałyby swoich rodziców do szału – to byłoby wbrew logice” (J. Liedloff)

Kilka słów, a w nich tyle treści, i tyle kontrowersji.

J. Liedloff nie była matką, nie była też specjalistą od rozwoju dziecka, ale spędziła dość dużo czasu w pewnym indiańskim plemieniu. Z tego pobytu i obserwacji wzięły się jej przemyślenia dotyczące rodzicielstwa.

Wierzę jej w to, co napisała. Tam dzieci naprawdę nie doprowadzały rodziców do szału. Tam i w wielu innych kulturach nazywanych czasami kulturami „pediatrycznymi” (w przeciwieństwie do naszej kultury, która jest kulturą „pedagogiczną”).

Może więc przyczyna tego, że dzieci potrafią wyprowadzić rodziców z równowagi, nie leży w naturze dziecka ani w naturze relacji dziecka z rodzicami, a jedynie w tym, jak rodzicielstwo jest postrzegane i wykonywane w naszej własnej kulturze.

To w czym dokładnie leży różnica? W paru sprawach.

Po pierwsze: jak mówi przysłowie: „potrzebna jest cała wioska, żeby wychować dziecko”. W „prymitywnych” społeczeństwach matka nigdy nie spędza całych dni sam na sam z dzieckiem. Jest z nim wśród ludzi, bliższej lub dalszej rodziny, sąsiadów. Nie czuje się osamotniona, kiedy jest mamą niemowlęcia, bo nosi je w chuście i uczestniczy w życiu społeczności. Nie czuje się też pozostawiona sama z dzieckiem, kiedy ono podrasta, bo dziecko może swobodnie bawić się w jej pobliżu z innymi dziećmi i w każdej chwili podejść do niej, kiedy jej potrzebuje.

Po drugie: tym właśnie różnią się kultury pediatryczne od pedagogicznych, że w jednych stawia się na bezpieczeństwo, zdrowie i zaspokojenie potrzeb dziecka, a w tych drugich na wychowanie.

Indiańska czy afrykańska matka rozumie, że dziecko zachowuje się jak dziecko. Nie usłyszy też raczej tak jak ja kiedyś: „jak można wytrzymać z takim bachorem”. W wielu takich kulturach mówi się o tym, że wiek kilku lat to jest wiek, kiedy dziecko nie ma jeszcze rozumu (i choć generalnie się z tym nie zgadzam ;), to wiem jak bardzo zmniejsza to frustrację rodziców związaną z tym, że dziecko nie zachowuje się tak, jak tego oczekują).

Wiele sytuacji, kiedy dzieci doprowadzają rodziców do szału, wynika właśnie z tego, że przyzwyczailiśmy się ciągle oczekiwać od dziecka więcej niż to, co ono w danym momencie potrafi czy robi, i frustrujemy się, kiedy nasze tłumaczenia i inne wysiłki nie odnoszą skutku.

Mamy też silne przekonanie, że opanowanie wielu umiejętności wieku dziecięcego jest wynikiem naszych wychowawczych działań – tłumaczenia, nagród, kar itp.

Podczas gdy dziecko afrykańskie czy indiańskie po prostu żyje w swojej społeczności i przez obserwację i relacje z innymi ludźmi uczy się we własnym tempie wszystkiego, czego w danym momencie potrzebuje.

Po trzecie: w tradycyjnych kulturach dziecko jest darem z nieba, należy do trochę innego świata. Jest oczywiste, że opieka nad dzieckiem wymaga pewnych działań, bo inaczej by ono nie przeżyło. Nikt nie doznaje rozterek związanych z tym, że dziecko trzeba nieustannie nosić, karmić piersią, ilekroć poprosi, tulić i pocieszać, ilekroć zapłacze.

Wszyscy wiedzą, że tak jest świat urządzony i nie czują potrzeby, by ten okres symbiozy jak najszybciej się skończył.

Podobno afrykańskie mamy były zszokowane, kiedy puszczono im film i zobaczyły, ile europejskie dziecko może płakać bez reakcji ze strony matki. Były przekonane, że mama naraża w ten sposób dziecko na niebezpieczeństwo.

Czwartą przyczyną jest pośpiech: w naszej kulturze dorośli bez przerwy się gdzieś spieszą, do pracy, z pracy, na zakupy itp.

Jak wspaniałe może być życie bez pośpiechu przekonałam się, kiedy przez pierwsze dwa lata życia mojego syna mieszkaliśmy na wsi. Tam naprawdę nie miało żadnego znaczenia, czy wyjdziemy z domu pół godziny wcześniej czy później. Nie przypominam sobie, żeby syn doprowadzał mnie wtedy do szału.

Tym bardziej, że była jeszcze jedna różnica, która bardzo mocno wpływała na poziom mojego stresu. Bo po piąte: trudno być spokojnym w relacjach z dzieckiem w świecie pełnym zakazów. Dzieci, które mają dużo swobody, które nie muszą ciągle słyszeć: nie wolno, zostaw, nie rusz, przeżywają dużo mniej frustracji i przysparzają dużo mniej stresu swoim rodzicom.

I po ostatnie szóste: kiedy jesteśmy rodzicami, bardzo często włącza się nam rodzicielski „autopilot”, nasze reakcje na zachowanie dziecka zależą od naszych wspomnień z dzieciństwa. Jeśli my sami nie doprowadzaliśmy rodziców do szału, to jest duża szansa, że i nasze dziecko nie da rady.

Jeśli nasi rodzice potrafili nam zaufać, to i nam przyjdzie to łatwiej. Jeśli nasi rodzice zaspokajali nasze potrzeby, to i my będziemy umieli odczytać i zrozumieć potrzeby naszego dziecka.

PS. Bardzo dziękuję Robertowi Palusińskiemu, którego blog (robertpalusinski.blogspot.com) stał się inspiracją do napisania tego tekstu.

Announce

New
arrival

2019 collection

Let’s face it, no look is really complete without the right finishes. Not to the best of standards, anyway (just tellin’ it like it is, babe). Upgrading your shoe game. Platforms, stilettos, wedges, mules, boots—stretch those legs next time you head out, then rock sliders, sneakers, and flats when it’s time to chill.