Widzę, że w wątku o pochwałach było bardzo dużo argumentów o szczerości i spontaniczności. Do tego czasem dochodzi jeszcze intuicja.
Szczerość i spontaniczność to ważne sprawy, ale mam czasami poczucie wpadania w jakąś skrajność. Bo przecież nie chcemy być nieszczerzy i niespontaniczni.
Kłopot polega na tym, że bardzo szczere i spontaniczne są małe dzieci. Jak ktoś im naruszy granicę, to biją albo popychają. Jak ktoś je wkurzy to mówią: głupia jesteś i śmierdzisz. Jak jadą tramwajem, to potrafią spontanicznie się spytać: czemu ten pan jest łysy.
U dzieci nas to tak nie zachwyca. Nie wzmacniamy wtedy ich spontaniczności. Tłumaczymy: możesz wyrazić się w inny sposób, pomyśl jak ta osoba będzie się czuła, powiedz o swoich emocjach, a nie jaki ktoś jest.
Mam poczucie, że bywa tak, że sobie samym stawiamy niższe standardy niż dzieciom. Uczymy dzieci, że kiedy dziecku sprawia przyjemność popychanie albo całowanie kogoś, to warto jeszcze sprawdzić jak czuje się odbiorca tych gestów. A kiedy pada propozycja, żebyśmy sami sprawdzali jak czują się odbiorcy naszych działań – czyli dzieci – nazywamy to brakiem spontaniczności i szczerości.
Ten wpis ukazał się najpierw na facebooku, jako post. Jeśli interesuje Cię dyskusja na jego temat, zajrzyj tutaj: https://www.facebook.com/AgnieszkaSteinDziecko/posts/799591786832487 oraz do pozostałych wpisów na ten temat. Ten jest drugi w kolejności.